Remont piwnicy ziemnej.
Jak się mieszka na wsi to – moim zdaniem - wypada uprawiać też ogródek. A kiedy już coś na grządkach urośnie, to dobrze byłoby te w trudzie wyhodowane płody przechować przez długie zimowe miesiące.
Na wsiach od zawsze zimowano warzywa i owoce w najlepszych dla nich warunkach – to znaczy w ziemnych piwnicach.
I na szczęście ja również taką piwnicę na swej posiadłości mam. Jest ona usytuowana nietypowo – bo w stodole. Poprzedni właściciele chyba dawno przestali jej używać jako spichlerza. Ja zastałem tam resztkę węgla i jakieś rupiecie.
Cegły wstępnie oczyszczone i wybrany piach.
Przez dwa sezony męczyłem się przechowując płody rolne w dołkach przykrytych liśćmi, ale nie było to najszczęśliwsze rozwiązanie i przed ostatnią zimą stwierdziłem: dość! - i postanowiłem odświeżyć i wykorzystywać swoją piwniczkę.
Warzywa w zeszłym roku obrodziły, więc musiałem jakoś je zabezpieczyć.
Do tej pory – ponieważ właściwie do niej nie wchodziłem – była zamieszkiwana głównie przez pająki oraz – jak się okazało podczas sprzątanie – upodobały ją sobie myszy.
Piwnica jest wymurowana z czerwonej cegły na podmurówce kamiennej. Nie jest bardzo zagłębiona w ziemi ze względu na wody gruntowe. Jest jednak dobrze zaizolowana termicznie z zewnątrz bardzo grubą warstwą siana. Jej podłogę stanowił piasek, który co kilka lat, dla odświeżenia był dosypywany przez poprzednich właścicieli. To spowodowało, że w środku nie można się już było wyprostować, aby nie uderzyć głową o strop.
Ponieważ –jak mówiłem – częstymi jej gośćmi były myszy, które przedostawały się przez piaszczyste podłoże stwierdziłem, że jedynym sposobem, aby się ich pozbyć jest wybetonowanie posadzki.
Najpierw więc wybrałem trochę piachu, aby móc wygodnie rozprostować się pod sklepieniem. Następnie zabrałem się za zrywanie starego tynku z zawilgoconych ścian. Początkowo byłem pewny, że odpadnie z nich cały tynk. Gdy zacząłem walczyć ze starą zaprawą okazało się jednak, że częściowo trzyma się ona nadspodziewanie solidnie. Stwierdziłem, więc że część tynku na ścianach pozostanie.
Tynk nie chciał cały odpaść, to go zostawiłem...
Po jego wstępnym zbiciu zabrałem się za czyszczenie cegieł z resztek zaprawy. Używałem do tego drucianej szczotki zakładanej na szlifierką kątową. Stal zostawiała jednak na cegłach paskudne czarne smugi. Żeby się ich pozbyć doczyszczałem je tarczą plastikową – normalnie służącą do czyszczenia stalowych elementów z rdzy. Po oczyszczeniu cegieł uzupełniłem ubytki w zaprawie między cegłami i co nieco wyrównałem tynk. Następnie dwukrotnie ściany zaimpregnowałem gruntem głębokopenetrującym.
Podczas prac nieopatrznie zostawiłem otwarte drzwi. Jesień była ciepła... i proszę! Takie kapeluszniki mi urosły na gołej ścianie!
Później wziąłem się za podłogę. Rozmyślnie nie zastosowałem żadnej izolacji przeciwwilgociowej. Wilgoć w ziemnej piwniczce jest chyba pożądana, bo w takich warunkach lepiej przechowują się warzywa. Na wyrównany i ubity piach po prostu wylałem beton i z połupanych kamieni ułożyłem na nim posadzkę. Całość zaimpregnowałem.
Układanie posadzki z kamiennych odpadów.
Niestety kamienie nie prezentują się jakoś specjalnie oszałamiająco. Zabrudziły się cementem, od którego zszarzały i mimo, że próbowałem je doczyszczać, nie wyglądają tak, jak bym chciał. Nie wiem jak mam przywrócić im piękną barwę naturalnych kamieni i szkoda mi mojej pracy, którą włożyłem w układanie z nich posadzki.
Nie wiem czym to doczyścić, żeby kamienie nabrały koloru...
Po ułożeniu podłogi zamalowałem jeszcze tynk na biało.
A tu ściany wykończone... a nawet już zabrudzone...
W piwniczce dawniej ewidentnie był otwór wenty wentylacyjny, który potem został zamurowany. Żeby pozbyć się stęchlizny wybiłem go z powrotem.
Wybite okienko wentylacyjne.
Teraz pozostało mi jeszcze wykonanie stałego oświetlenia oraz półek na przetwory, które będą wyglądały tak:
Półka jest wykonana z cienkiej zbrojonej betonowej płyty, (znalazłem takie płyty gdzieś w kącie stodoły podczas sprzątania), a nogi do półki są odlane z betonu. Bo to chyba najsensowniejszy materiał na taką wilgoć. Ramkę do półki wykonałem z głęboko zaimpregnowanego drewna.
Moja piwniczka podczas ostatnich siarczystych mrozów okazała się świetnym miejscem do przechowywania nie tylko warzyw, owoców, jajek, czy słoików z przetworami, ale również wszelakiej chemii budowlanej na bazie wody.
Co więcej: mogłem sobie w niej również pomalować jakieś nie za długie elementy – nie bacząc na mróz panujący na zewnątrz.
Słowem: odświeżenie tego lochu okazało się naprawdę trafioną inwestycją.