BLOG O ŻYCIU NA WSI

17 lutego 2018

Po co mi to gospodarstwo...


 Po co mi to gospodarstwo?

Zamieszkać we własnym domu – to marzenie niejednej młodej pary, która właśnie  rozpoczyna wspólne życie. Tak samo marzyliśmy i my. Trochę nawet w tym kierunku robiliśmy: dwadzieścia lat temu ziemia nie była jeszcze tak abstrakcyjnie droga jak obecnie, więc kupiliśmy okazyjnie działkę budowlaną, a po kilku latach znów zainwestowaliśmy i postawiliśmy na niej drewniany dom z bala. 
 
 Budowa tego domu to była prawdziwa przygoda.

To był stary dom, przeniesiony spod Ostrołęki.
Ale już w trakcie jego wykańczania zdaliśmy sobie sprawę, że to nie jest dom dla nas; był za mały dla rozwijającej się rodziny, a dla mnie zbyt mała była działka wokół niego.    
   Wykańczałem go ze świadomością, że raczej nie robię tego dla siebie, lecz na sprzedaż.  Ale dzięki temu doświadczeniu dużo dowiedziałem się o drewnie i polubiłem pracować z drewnem.


  Dom spod Ostrołęki przeniosła mi firma. Ale wykańczałem go sam. Tu już dobudowany taras. Uważam nieskromnie, że wykonanie tych słupów i łukowatych podpór to było coś!


Wciąż pojawiające się wątpliwości co do sprzedaży tamtego domu rozwiało ostatecznie znalezienie naszej posiadłości, w której obecnie mieszkamy. Opisuję to w innym rozdziale.
  Już gdy pierwszy raz oglądaliśmy nasze siedlisko, zaczęliśmy planować jak będzie tu wyglądało nasze życie. Od razu stwierdziliśmy, że to świetne miejsce na założenie gospodarstwa agroturystycznego. Do centrum Warszawy jest mniej, niż czterdzieści kilometrów, a okolica sprawiała wrażenie, jakby przemiany lat dziewięćdziesiątych i dziesiątych zupełnie ją ominęły. (Dziś to się mocno zmieniło – nie jest już, niestety – stąd tak daleko do cywilizacji, jak te dziesięć lat temu). Ale wciąż jeszcze można się tu zaszyć i spokojnie zapomnieć o istnieniu wielkiego miasta tuż za widnokręgiem. Więc ta dziewicza natura krok od miasta miała być podstawowym atutem tego miejsca. O inne atrakcje miałem zadbać sam.
    Dla mnie priorytetem było wykopanie stawu. 


I staw jest! Mam z nim wiele kłopotów... kiedyś je opiszę. Widok z usypanej góry. 

Posiadanie własnej wody to moje marzenie, jeśli nie z dzieciństwa (wtedy -  w czasie komuny - ciężko było wyobrazić sobie spełnienie jakiegokolwiek marzenia), to z lat młodzieńczych. Więc wtedy, gdy pierwszy raz oglądaliśmy posiadłość, ja już oczyma wyobraźni widziałem swój wymarzony staw. Zastanawiałem się, jak malowniczo będzie wyglądał jego brzeg wznoszący się wysoko nad wodą, aż do szczytu góry, którą usypię z wykopanego urobku… Staw miał mieć urozmaiconą linię brzegową, z kładkami i pomostami, i koniecznie wyspą, połączoną z lądem łukowatym drewnianym mostkiem. 
 
...a tu ma być kiedyś mostek...

Woda w stawie miała się oczyszczać i natleniać dzięki kaskadzie spływającej między kamieniami ułożonymi na jednym z brzegów. 

 

Ryby w stawie też się zdarzają,  tylko łowić nie mam kiedy.

  Nad stawem chciałem postawić ze trzy domki letniskowe, których mieliśmy użyczać na weekendy lub na dłużej znużonym codziennym pędem i spracowanym warszawiakom…
  Domki też właściwie miałem wymyślone na poczekaniu: styl rustykalny, ściany z bali, przestronne tarasy, dwuspadowe, kryte wiórem dachy, dużo zieleni dookoła, zejście bezpośrednio do stawu i pomostu, niskie drewniane płotki dookoła. W środku połączenie nowoczesnej funkcjonalności i wygody z surowym drewnem i białym ścianami…


Ale generalnie to wszystko zarasta i piękna posiadłość zamienia się w dżunglę. Z góry zimą jeszcze coś widać, ale już chyba niedługo...


  Gdy już kupiliśmy działkę, długo rysowałem różne plany jej zagospodarowania. Ale zawsze powtarzały się pewne motywy: góra, najchętniej z jakimś gołoborzem na jednym ze stoków i z wieżą widokową. 
 
A na zboczu góry zamiast gołoborza wypiętrzyło mi prawdziwą skałę, do tego z jaskinią. 

A dalej łąka i las, gdzie wśród różnorodnych drzew (oczywiście od razu dorodnych!) turyści odwiedzający mój raj na ziemi mogliby zażywać najbardziej pierwotnego, głębokiego kontaktu z przyrodą. Do tego jakieś miejsca na ognisko, altanki i ławki. Pamiętam, że miałem problem, czy na takiej wąskiej działce zmieszczę boisko do nogi z placem zabaw
  Ponadto przydomowy ogródek. Oczywiście oprócz ogrodu warzywnego, koniecznie miał się zmieścić również sad z całą gamą najprzedziwniejszych krzewów i drzewek owocowych..
  Myślałem, jak wykorzystać zabudowania; gdzie będzie stolarnia, w której komórce muzeum i czy ze stodoły da się zrobić świetlicę…
  Miałem dziesiątki podobnych genialnych pomysłów na zagospodarowanie posiadłości, ale wszystkie te marzenia miały jedną zasadniczą wadę: były mało realne do wykonania.
  Nie samemu i nie bez pieniędzy, które zdobywam na codzienne potrzeby na nie oszałamiająco płatnym etacie.
  Właściwie to się nawet sobie dziwię, że nie wpadłem w jakąś depresję, gdy wreszcie dotarło do mnie, że moje rozległe plany to kompletne mrzonki. Więcej – dziś, po kilku latach, gdy już widzę, że nie ogarniam za bardzo nawet bieżących potrzeb i konieczności, a co dopiero mówić o jakimś rozwoju i rozbudowie – wciąż jeszcze radośnie brnę w tą moją ułudę i liczę na jakieś chociaż okruchy z tego, co miało być. 

 
To ma być w przyszłości świerkowy żywopłot. Na razie jest co wyciąć na święta.

A to dosadzam jakieś drzewa, wykonałem pomost, czy huśtawkę… I choć zdaję sobie sprawę, że w takim tempie, aby zrealizować połowę moich zamierzeń musiałbym żyć chyba ze dwieście lat, to póki co mnie to nie przeraża. Mam cel, dążę do niego i pewnie tak już zostanie. I  chyba mi ten stan nawet odpowiada.

Zgodnie z planem zagospodarowuję posiadłość również małą architekturą. W karmniku zalęgły mi się niezwykle rzadkie... ptakoty.

  
A teraz jeszcze pisanie tego bloga… tak jakbym miał za mało rzeczy do zrobienia! No cóż, ale skoro już walczę z otaczającą mnie rzeczywistością i staram się ją okiełznać i podporządkować, to czemu się nie podzielić moimi zmaganiami z widownią? Może to kogoś zainspiruje, może zaciekawi lub rozbawi? Więc jeśli już, Drogi Internauto, trafiłeś na tą stronę i jesteś ciekaw jak wygląda zderzenie z rzeczywistością człowieka, który postanowił zamieszkać na wsi i do tego rozwinąć na tej wsi skrzydła  - to zapraszam do dalszej lektury. 
  Będę starał się podzielić swoimi poczynaniami szczerze i na bieżąco. Będę opisywał jak sobie radzę i co z mojej listy marzeń udało się zrealizować. 
  Czy dziś coś pozostało z dawnej euforii?
  Jak życie zweryfikowało moje założenia?
  Czy wreszcie uda mi się stworzyć z sukcesem choćby namiastkę gospodarstwa agroturystycznego?
  Zapraszam do przeglądania moich wpisów również tych, którzy mają swoje marzenia i chcieliby je skonfrontować z moimi doświadczeniami . Może lektura tego bloga doprowadzi Was do odpowiedzi na nurtujące Was pytania.









1 komentarz:

  1. Warto też wiedzieć, że rzeczoznawca budowlany Kraków przygotuje ekspertyzę, która pomoże ustalić, jakie zmiany w projekcie są konieczne, aby dostosować budynek do nowych funkcji, np. lokalu usługowego czy biura.

    OdpowiedzUsuń