BLOG O ŻYCIU NA WSI

25 stycznia 2018

Buduję meble. Szafeczka narożna. Część 1.

Buduję meble.
Szafeczka narożna. Część 1.

W domu wciąż trwają prace remontowe i wykończeniowe. Ostatnio zająłem się między innymi kolejną szafką, którą powinienem wykonać w sypialni mojej młodszej córki.
    Do tej pory zdarzało mi się projektować i wykonywać meble z płyt meblowych, które zamawiałem w składzie z płytami. Otrzymywałem je już przycięte na wymiar i z - na ogół – wykończonymi obrzeżami.
 

Biurko z płyt meblowych wykonane "na wymiar" w pokoju starszej córki.
 
  Trudność w wykonaniu takich mebli polega właściwie na obmyśleniu dobrego projektu oraz na porządnym zwymiarowaniu. Samo skręcanie – jeśli nie popełniło się błędu przy rysunkach (i przy cięciu się nie pomylili – co niestety się zdarza!) – jest tak proste jak składanie klocków. Mebli z płyt zrobiłem co najmniej ze dwadzieścia i muszę się pochwalić, że - jak do tej pory – nie musiałem wywalić płyty, którą zamówiłem, bo była źle zwymiarowana... co, biorąc pod uwagę moje wrodzone roztrzepanie, poczytuję sobie za osobisty sukces.
  Ale ostatnio poszedłem dalej – i zacząłem robić meble z desek. Drewniane meble mają kilka przewag nad płytowymi i jedną zasadniczą wadę: trudniej się je robi.
 
 Drewniana szafka - składzik na "przydasie" stojąca w komórce. Na zdjęciu przymierzam do niej drzwiczki.

 
   Na początek – i tu różnic nie ma między meblem z płyty i z drewna – projekt. Muszę sobie mebelek dokładnie wyobrazić. Czego potrzebuję, gdzie półka, gdzie szuflada, w którą stronę drzwi… Powinienem też na tym etapie się zastanowić jak połączę poszczególne elementy, być może również, jakie będzie ich obciążenie, jak to wszystko będzie się wizualnie komponować. Od pomysłu przechodzę do naszkicowania mebla. Rysunek musi uwzględniać wszystkie wymiary podstawowe – i to jest właściwie najłatwiejsze w projektowaniu. Musi jednak także uwzględniać wymiary już nie tak oczywiste: grubości ścian, głębokości półek, szerokości ewentualnych szuflad, czy „szpary” w drzwiczkach. I to już – przynajmniej dla mnie – amatora – jest wyzwanie i temat do głębszej analizy.
   Tu, na poddaszu, gdzie ma zostać wykonana szafeczka, dodatkowym utrudnieniem są wszechobecne skosy. One to także przyczyniły się do tego, że postanowiłem robić meble drewniane. Skosy trudno się obrabia, trudno oblicza, a płyty meblowe zamówione w danym wymiarze raczej ciężko jest przyciąć w przypadku jakiejkolwiek pomyłki lub niedopasowania. Drewniane blaty zaś wielokrotnie można podciąć, podszlifować – tak żeby spasowały jak najdokładniej. Po doświadczeniach z wykonaniem szafy, która już w pokoju stoi – uważam, że to był słuszny pomysł. Ilość jej przymiarek i docięć – właśnie ze względu na skos - doprowadzała mnie do dzikiej rozpaczy.
   Po zaprojektowaniu i wykonaniu rysunków przychodzi pora na wyciągnięcie ze stodoły suszących się tam desek, przeheblowanie ich i przycięcie na przybliżony wymiar. A potem klejenie.
 
Kleję jeden z blatów do opisywanej szafeczki.

 
  I tu znowu – można to robić różnie: ambitnie i na skróty: Gdy robiłem córce szafę, to kleiłem deski na obce pióro. Nacinałem deskom felce frezarką i wklejałem w nią listewkę – i potem, przy pomocy ścisków stolarskich sklejałem wszystko razem. Ale doszedłem do wniosku, że to praca nie warta zachodu. Podczas schnięcia -  tam, gdzie się miały pojawić szpary – to się pojawiły, a poklejone z desek płyciny, gdy postały parę dni w domu, i tak powichrowały się jak żagiel. Z drugiej strony blaty, gdy się je już poskręca w całość – i tak się wzajemnie wzmacniają i usztywniają, więc stwierdziłem, że nie ma co bawić się z wklejaniem obcego pióra i obecnie kleiłem dechy już tylko na styk. Przy czym jedną z dwu sklejanych krawędzi podfrezowywałem lekko beczkowym frezem, abym miał szansę docisnąć deski szczelnie do siebie. Efekt – całkiem niezły. Szpar między klejonymi deskami znacząco mniej niż przy metodzie na obce pióro. Jeśli chodzi o wytrzymałość - połamał się tylko jeden z blatów, a i to jedynie dlatego, że położyłem go na noc na stosie innych desek, skąd zrzuciły go zapewne nasze wszędobylskie kocury. 
 
 Cztery poklejone blaty czekają na dalszą obróbkę...


  Gdy już posklejałem płyty, (to tak się łatwo pisze, ale w mojej rzeczywistości klejenie jednego blatu trwa co najmniej dobę, bo mam jedynie parę długich ścisków, a dobę trwa wysychanie kleju stolarskiego) nadszedł czas na ostateczne ich docinanie – już na wymiar.

  W przypadku tego konkretnego mebla doszła jeszcze dodatkowa czynność - mianowicie wycięcie łuków w blatach. (Szafka będzie upchnięta w kąt, dlatego muszę wykonać łukowate drzwiczki, żeby się w ogóle można było dostać do środka).
 
 ...wycinanie. Ta brązowa płyta to oczywiście szablon. Widać pierwsze, płytkie jeszcze nacięcie wykonane frezarką wzdłuż krawędzi szablonu.

 
  Tu poradziłem sobie przy pomocy ręcznej frezarki oraz szablonu. Mam wyrzynarkę ale nie lubię nią pracować, bo błyskawicznie się tępią ostrza, których potem nie można dokupić. A poza tym system trzymania ostrza jest mocno niedopracowany i jest strasznie nieprecyzyjna.

A tu wycięte w półkach "łuki", w których w przyszłości będą drzwiczki.
 
  Po wycięciu łuków pod przyszłe drzwiczki, pozostało dokręcenie do tylnej ścianki podpór, do których będę mocował kolejne półki mebla. Szafeczka ma bowiem stanąć w tak trudnym do zabudowy rogu, że muszę ją składać po jednej płycie, ponieważ nie możliwe jest złożenie jej w całość i wsunięcie na przeznaczone miejsce. I jednocześnie nie mam do niej dostępu z tyłu - wszystko mogę  skręcić jedynie od frontu. Po dokręceniu podpórek pozostało mi frezowanie wykończeń o
raz szlifowanie, czy raczej cyklinowanie (w końcu szlifuję płaskie powierzchnie, niwelując minimalne nierówności między deskami).  
 
 Szlifowanie...

 I można dokonać próbnej przymiarki…
 

Na pierwszy rzut oka wygląda, że coś się da z tego poskładać.
 
Jakie są efekty tej przymiarki, czy jest szansa, że szafeczkę uda mi się wykonać i czy będzie ona jakoś się komponować w pokoju – o tym w drugiej części artykułu „Buduję meble”. Zapraszam za kilka dni.



   




2 komentarze:

  1. No widzisz, a jakbyś tak trochę popracował w jakimś "autocadzie", to wymiary same by się rysowały:))) Nie wiem tylko, czy skróciłoby to czas projektowania mebla, bo mam kiepskie doświadczenie patrząc na to, ile ta faza trwa u W.)
    Pozdrawiam
    A.Z.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam takie blogi ;) Też jestem stolarzem, raczej z zamiłowania, niż z zawodu, ale również wykonuję różnego rodzaju meble na zamówienie. Czasami trzeba się nieźle natrudzić, by wszystko pasowało jak należy. Teraz coraz więcej osób decyduje się na meble na zamówienie, by efektywnie wykorzystać każdą przestrzeń

    OdpowiedzUsuń