DLACZEGO WYBRAŁEM AKURAT TĄ WIEŚ?
Mogła nam się okolica nie spodobać?
Jak się tu znalazłem?
Daleko - podwarszawska miejscowość, w której
czas się zatrzymał gdzieś na latach osiemdziesiątych zeszłego wieku.
Dwu i pół hektarowe gospodarstwo kupiłem
kilka lat temu za równowartość sprzedanej w Warszawie kawalerki.
Posiadłość skusiła nas (podkreślam NAS –
gdyby nie chciała tego moja żona – nic by się nie udało, to nie mogła być tylko
moja decyzja!) swoją urodą, położeniem poza cywilizacją, a jednocześnie w miarę
blisko niej.
Dla mnie najważniejsza była
możliwość wykopania stawu – są tu wysokie pokłady wody gruntowej.
Ziemia – szósta klasa, trochę łąki, trochę
pola, kilka drzew. Zabudowania w niezłym stanie. Zamienić kawalerkę na coś
takiego? – zastanawialiśmy się może z pięć minut.
Od tego momentu za chwilę minie osiem lat.
Oczywiście nie mieszkaliśmy w tej sprzedanej
kawalerce – mieszkaliśmy w moim domu rodzinnym. Dom rodzinny znacznie bliżej
Warszawy – obecnie właściwie wchłonięty
przez miasto. Ale dawniej – w latach mojego dzieciństwa i młodości okolica była
bardzo podobna, do tej która teraz stała się moją okolicą. Może gdzieś mam to
wdrukowane: otwarte tereny, pierwotna wolność w przemieszczaniu się własnymi
ścieżkami, bezludzie, odbieranie przyrody i wtapianie się w naturę, spokój. Tak
można nazwać pokrótce to, czym się kierowałem szukając mojego zakątka.
A to znów moja posiadłość.
Ale tych nienazwanych odczuć, pragnień i
jakiś w ogóle atawizmów jest znacznie więcej. I one mnie tu przyciągnęły – nie
ukrywam – wbrew wielu przeciwnikom i przeciwnościom.
Więc kupiliśmy piękny, zielony, soczysty,
świeży kawałek Ziemi.
Dwa lata później wykopałem
staw – około 2400 m2
powierzchni wody , głęboki na 3 – 4 metry (w zależności czy jest sucho czy mokro,
poziom wody zmienia się niemal o metr). Staw kosztował mnie tyle co średniej
klasy auto. Więc nie żałuję: po sześciu latach moje auto było by już starym
gratem, a staw nadal prezentuje się nieźle i daje mi tyleż radości, co i kłopotu.
![]() |
Staw w zimowej odsłonie |
...ale w letniej jest jeszcze fajniejszy.
Później przez trzy lata remontowałem dom. To
znaczy właściwie przebudowywałem – i doprowadziłem go do stanu używalności na
tyle, że dwa lata temu mogliśmy się przeprowadzić. Chociaż warunki mieszkalne
nadal mamy dalekie od standardowych. To, że dom jest wciąż nie wykończony to
wyłącznie moja wina. Nie potrafię skupić się na jednej czynności; mam za dużo
pomysłów, które staram się natychmiast wcielić w życie. Stąd ciągłe
niepoukładanie i rozgardiasz wokół mnie.
Mnóstwo rozpoczętych i nie zakończonych prac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz