BLOG O ŻYCIU NA WSI

22 lutego 2019

Bób do zadań specjalnych.

Bób do zadań specjalnych.


Związek frazeologiczny „zadać komuś bobu” oznacza zwyciężyć kogoś, zadać mu decydujący cios, narobić mu takich kłopotów, że się nie pozbiera. Skąd się wzięło to  powiedzenie? – nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że to „sprzątnięcie” przeciwnika za pomocą bobu nie przyniosło tej jakże pożytecznej roślinie negatywnych konotacji. W każdym razie ja chętnie bym bób przyjął, gdyby tylko ktoś chciał mi go zadać. Po prostu lubię bób. W dzieciństwie sadziła go i z sukcesami hodowała moja mama. Potem coś się w przyrodzie (albo w bobie?) pomieszało i sadzonki przestały dawać plony. Rosły marne i zanim zawiązały strąki, zżerały je mszyce. I domowy bób na długie lata zniknął właściwie z mojego menu, z rzadka zastępowany kupnymi ziarnami. 


 Początek maja zeszłego roku. Bób to te pierwsze sadzonki za jaskrami...
  Gdy zamieszkałem na wsi postanowiłem powrócić do smaku z dzieciństwa i posadziłem bób. Jak każda roślina – najlepiej plonuje na żyznej ziemi. Ale na mojej, raczej niezbyt urodzajnej, bób też się udał.  Jest polecany do ogrodu ponieważ, jak wszystkie rośliny motylkowe, w symbiozie z bakteriami skutecznie gromadzi azot, wzbogacając glebę w ten cenny pierwiastek.
  W pierwszym roku moich eksperymentów z bobem nie miałem spektakularnych sukcesów. Jak sądzę za późno został wysiany. Bób bowiem wysiewa się wczesną wiosną – nie boi się przymrozków, za to dobrze wiąże strączki, gdy bywa chłodno i koniecznie jeszcze wiosennie - wilgotno. Uzbrojony w tą wiedzę w kolejnym roku zasadziłem nasiona już pod koniec marca . I poskutkowało: z nie więcej niż trzydziestu nasionek miałem ze trzy - cztery kilogramy  bobu, co wydaje mi się świetnym osiągnięciem. W tym roku też przymierzam się do wysiania małego zagonka bobu i liczę, że znów mi się uda cztery – pięć razy nacieszyć podniebienie jego smakiem.
   A to połowa maja. Na bobie pojawiły się pierwsze kwiaty i... mszyce.

W literaturze i internecie wszyscy piszący o bobie zawsze podkreślają, że jest on chętnie atakowany przez mszyce. I rzeczywiście – był nawet moment, że byłem bliski złamania mojej zasady dotyczącej nieużywania w uprawie chemicznych preparatów, bo mszyce pojawiły się i na moich roślinkach. Ale chwilę później pojawiły się również larwy biedronek, które pracowicie przenosiłem na porażone krzaczki i w ciągu najwyżej dwóch tygodni mszyce właściwie znikły. Na ile to możliwe próbowałem jednocześnie wybić mrówki, które również pojawiły się na poletku bobowym. Mrówki bowiem bronią mszyce przed biedronkami. Dosyć to skomplikowane zależności, najważniejsze, że na kilkumetrowym areale można sobie pozwolić na ręczne sterowanie ekosystemem. A wiosną – latem i tak spędzam w ogródku mnóstwo czasu, bo lubię po prostu obserwować, jak wszystko rośnie i rozwija się, więc te dodatkowe pięć minut na wygniecenie mrówek i znalezienie i przeniesienie kilku biedronek z miejsca na miejsce nie stanowią już wielkiej różnicy. 
  Polecam bób, bo to łatwa roślina do pielęgnacji, daje wczesny plon, którym zaskoczycie domowników i gości. 
O jego walorach odżywczych i smakowych nawet nie będę pisał – kto jadł to wie, a kto nie jadł - niech spróbuje i doceni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz